Wspaniałym koncertem zakończył się tegoroczny, 16. Międzynarodowy Festiwal Muzyki Organowej i Kameralnej. Tym większy żal, że to już koniec koncertów tego lata. Wystąpili: organista Tomasz Orlow i oboista Arkadiusz Krupa. Orlow to wybitnie utalentowany wirtuoz i kompozytor, który zagra improwizację na każdy zadany temat  - i to nie byle jaką. Zakopiańskiej publiczności zaprezentował utwory najeżone trudnościami technicznymi, wirtuozowskie, a na koniec fugi na tematy maryjne. Fuga jest skomplikowaną formą sama w sobie, a tworzenie jej na żywo wydaje się być umiejętnością zarezerwowaną dla geniuszy. Biegłość z jaką muzyk porusza się po wszystkich klawiaturach, tonacjach, rejestrach – naprawdę imponuje. W zmianie tych ostatnich pomagał organiście syn, trzynastoletni młody pianista, czujny i niezawodny. Orlow wystąpił także w roli akompaniatora w utworach granych przez Arkadiusza Krupę. Zupełnie inaczej zabrzmiały „przeboje”, rzec można, muzyki wokalnej zagrane na oboju. Utwory Haendla, Mozarta i Porpory zyskały lekkość, potoczystość zupełnie inne frazowanie. Nie może być inaczej, gdy wykonawcą jest artysta, dla którego gra na instrumencie jest naturalna jak oddychanie. Także w koncercie Vivaldiego obaj muzycy pokazali filigranową fakturę utworu przywodzącą na myśl barokowe zespoły smyczkowe. Ten zresztą bardzo podobał się publiczności, bo po każdej części utworu, wbrew sztywnym, filharmonicznym regułom, nagradzała wykonawców rzęsistymi brawami. Na koniec zabrzmiał jeszcze bis,  fragment kantaty Bacha i chciałoby się powiedzieć „szkoda, że tylko jeden”, bo muzycy wydawali się być w doskonałym nastroju i dyspozycji.  Publiczność, z początku licznie zgromadzona w Sanktuarium na Krzeptówkach, nie dotrwała w komplecie do końca koncertu - czy winą była późna pora, czy może kilka akordów w improwizacjach, wykraczających poza schemat dur-moll, trudniejszych w odbiorze? Z pewnością ci, którzy dotrwali do ostatniej nuty koncertu – i festiwalu – dokonali najlepszego wyboru.